KIWI blisko pisarzy

Powrót

KIWI blisko pisarzy: Katarzyna Kociuba

Tytułem wstępu: poprosimy o kilka słów o sobie, tak na dobry początek :) 

Jestem dziennikarzem. Przede wszystkim motoryzacyjnym, choć pracuję w innych branżach. Ale bardzo kocham samochody i wszystkie maszyny. Jestem urodzoną warszawianką. Jednak zakochałam się w Siófok i Balatonie. Dlatego przeprowadziłam się na Węgry i założyłam biuro podróży HelkaTours. 

Czy trudno jest być dziś autorem książki i czy warto?

Zawsze warto. I zawsze było trudno. Pisarze z reguły są doceniani po śmierci. Nawet czasem długo po śmierci.

Książka Pani dzieciństwa?

„Bajeczki z obrazkami” W. Sutiejew, ilustrował autor, przełożyła Maria Dolińska.  Prześliczna książka.  A tak doroślej to cykl powieści o Tomku Wilmowskim Alfreda Szklarskiego.

Czy wystarczy mieć pomysł, czy bycie pisarzem wymaga czegoś więcej?

Bardzo trudno być pisarzem. Nie wystarczy umieć pisać i mieć pomysł. Ubrać to w jakieś ramy, stworzyć zwartą i zajmującą całość to ogromna sztuka.

Dlaczego Pani pisze? Co Panią motywuje? Daje energię? 

Tylko dlatego, że inni się pytają, DLACZEGO mieszkam na Węgrzech. Chciałam raz a dobrze opowiedzieć tę historię. Teraz się pytają, JAK się mieszka na Węgrzech. Niewykluczone, że będę musiała napisać ciąg dalszy.

Jakieś rady dla tych, którzy chcą zacząć, ale nie mają odwagi?

O Boże, lepiej nie zaczynać! W życiu nie myślałam, że napisanie książki to taka ciężka praca. A spłodziłam ledwie broszurkę. Nie mam pojęcia, jak powstają 500-stronicowe dzieła. Nie chcę wiedzieć.

Czy warto przejmować się krytyką?

Tak i nie. Warto wiedzieć na wstępie, po co się książkę pisze i dla kogo. Jeśli ona znajdzie kilku uważnych czytelników, to już jest sukces. Każda osoba ponadto to jest bonus. Warto mieć ogromną pokorę wobec redaktorów przyjmujących nasz tekst do druku i potem wobec korektorów, bo można się dużo nauczyć. A jak już się książka ukaże, to myślę, że nikt nie czuje się Dostojewskim. Więc tak, warto słuchać, co się czytelnikom nie podoba. A potem i tak się okazuje, że wszystkim się nie dogodzi. 

Czy wydanie własnej książki coś zmieniło w Pani życiu? Czy dało odwagi do dalszego pisania? 

Wydanie książki to był ogromny prezent dla mojej mamy i wielu moich przyjaciół (szczególnie węgierskich). Niespodzianka, bo nikt nie wiedział, że piszę książkę. I podziękowanie za wszystko, co od nich dostałam. Wszyscy wymienieni w książce poczuli się docenieni, wyróżnieni. Moim marzeniem jest przetłumaczenie „Rejsu po Węgrzech” na węgierski i wydanie tej książki na Węgrzech.

Plany na przyszłość?

Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi (Ember tervez, Isten végez). To, że będę mieszkać w Siófok i będę miała chłopaka Węgra też nie było w moich planach. Czekam na ciąg dalszy.

„Obecnie w Polsce blisko 95% książek sprzedaje się w bardzo niskich nakładach (niezależnie od ich poziomu merytorycznego), z samego pisania utrzymuje się może kilkadziesiąt osób w skali kraju. Większość autorów samodzielnie pokrywa koszty wydania swojej książki – a więc nie tylko nie zarabia na swojej twórczości, ale wręcz do niej dokłada.”- czy więc pisanie książek ma sens?

Pisanie książek oczywiście ma sens. Zawsze, niezmiennie. Jakikolwiek przejaw kultury, twórczości zawsze ma sens. Tym się człowiek różni od zwierząt. Świetnie, że żyjemy w czasach, gdy wydanie książki własnym sumptem jest w ogóle możliwe. I wcale nie oznacza to raju dla grafomanów (wydawnictwo ma prawo rękopis odrzucić). Jak napiszesz coś, co się nie da czytać, to nikt Ci tego nie wyda, nie będzie tego firmować – to warto wiedzieć. 


 

 

 

 

 

 

@kiwiportal